Tak, tak to dziś...należy włożyć spódnicę.
Lubiana czy też nie, zawsze stanowiła element damskiej garderoby...podkreślała kobiece wdzięki, dodawała sexu a przede wszystkim, odsłaniała czasem naprawdę długie i zgrabne nogi.
Nogi, na które można było założyć czasem prześliczne pończochy czy rajstopy.
Zresztą spódnica była już chyba znana w epoce kamienia łupanego i wtedy nawet mężczyźni nosili futrzane spódniczki.:)))))
Później po wielu latach, nastąpił dla kobiet okres noszenia pięknych, długich sukni, na halkach i drutach. Z czasem jednak długość sukni zaczęła stanowić problem i chyba w latach 20, ktoś wymyślił, że trzeba ją skrócić :-). Nadszedł czas na midi a potem uwielbiane mini.
Moda ciągle się zmienia, więc i długość i krój spódnicy także.
Wynalazek spodni, być może z tytułu wygody, kazał nam płci żeńskiej, rzadziej wkładać spódnicę...ale myślę, że nie zapomniałyśmy o symbolu kobiecości.
Czasem obcisła, czasem zwiewna, kolorowa, krótka, długa, bombka, z falbanami lub bez, sprawia, iż tylko w niej czujemy się KOBIETĄ.
Jeśli chodzi o mnie to przyznam szczerze, że częściej chodzę w spodniach; dżinsach lub eleganckich, uwielbiam sukienki, zwłaszcza klasyczne princeski, ale spódnice w szafie też posiadam...:))))
Właściwie to nie wiem...może Wy mi podpowiecie :-)