Obudziłam się rano. Spojrzałam w okno. Przez małą szczelinę między roletami znowu wpadały do sypialni promienie gorącego słońca. Kolejny upalny dzień - pomyślałam.
Tak długo czekałam na piękną pogodę. Wstałam z łóżka i poszłam do kuchni na kawę. Tradycyjnie mój K. zaczął robić śniadanie. Włączyłam telewizor. Znowu pokazywali pozalewane domy, zrozpaczonych ludzi. Zrobiło mi się przykro i żal. Ja kolejny dzień wyleguję się na leżaku, z książką i zimną ice-tea a tam ludzie cierpią, bo utracili wszystko.
Czy jestem egoistką?...przecież nie mogę im pomóc, nie osuszę im ziemi , nie przywrócę utraconego majątku.
Z mojej strony pozostaje tylko modlitwa - prośba do Boga, żeby jak najszybciej sytuacja się unormowała...miną przecież miesiące za czym Ci ludzie powrócą do minimalnej normalności.
~~Współczuję im całym sercem~~
Upalne dni a wieczory przyjemne, chłodniejsze...udręką są tylko te wstrętne komary. Miło posiedzieć wieczorem na tarasie, ale trzeba się ubrać lub ostro psikać OFF-em.
Zazwyczaj kończy się te posiadówki ucieczką do domu. Wieczorem mogę coś jeszcze podłubać lub poczytać.
Teraz kiedy już oceny wystawione i nie ma już praktycznie nauki tylko luźne rozmowy na lekcjach lub wycieczki, to ja - mama - mam więcej beztroskiego czasu.
Grubą książkę "łyknęłam" w 3 dni - wciągnęła mnie bardzo a na końcu i łezka się zakręciła.
To powieść obyczajowa " Świat u stóp" L. Lokko, wcześniej czytałam "Szafranowe niebo" (równie dobra).
Teraz biorę się za N Sparksa, uwielbiam jego książki i filmy nakręcone na podstawie jego powieści.
Wieczorami też troszkę dłubię sobie i dla siebie - zrobiłam ostatnio tackę na wino, sery, winogrona...jest dodatkowym akcentem na stole...
Jeszcze rano a już ostre słońce zagląda do pokoju...muszę szybko posprzątać, bo chcę znowu leniuchować przy książce, zagryzając twarde marchewki.
Życzę Wam pięknego i upojnego weekendu - Pozdrawiam - i ślę buziaki...
Oj, nie ma to jak uroki niespiesznego życia. Inni teraz wbici w "mundurki" startują w wyścigu szczurów a my książeczka, leżaczek, czasem decou... Oczywiście coś za coś, ale ja póki co nie tęsknię. Przeglądam blogi pogryzając chrupiącą kalarepkę, nalewam wodę do dmuchanego basenu, żeby dzieci po powrocie ze szkoły miały niespodziankę, zachwycam się Twoja tacką-deseczką i jest mi dobrze. Buziaki!
OdpowiedzUsuńJa też mam luzik, lemoniadka, gazetka, laptopik i
OdpowiedzUsuń"maniana" pełną parą. Taca śliczna.
Ivciu, tacka śliczna!!!! Zazdroszczę Ci kochana ,tego leżakowania!!!
OdpowiedzUsuńBuziaki przesyłam
piękna taca, cudny motyw :)
OdpowiedzUsuńPiękna tacka! :)
OdpowiedzUsuńPrecioso, me encantó!
OdpowiedzUsuńBesos, desde Buenos Aires,
Sandra
Cudowna tacka! Na wino i sery nie trzeba mnie namawiać. A z taka tacą to byłaby to już jakaś niewyobrażalna przyjemność.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Tacuszka cudo:)
OdpowiedzUsuńA u mnie właśnie po dość gorącym dniu lunęło deszczem.... ale się fantastycznie odświeżyło:)
Pozdrawiam serdecznie
piękna taca:)
OdpowiedzUsuńDZIĘKUJĘ ZA MIŁE SŁOWA I POCHWAŁY...TACA SŁUŻY :)
OdpowiedzUsuń